I znów poniedziałek, kolejny tydzień przed nami, kolejne sprawy do załatwienia, kolejne plany i wydarzenia, o których przypomina nam kalendarz - a mój podpowiada, że jutro walentynki, a w czwartek święto "Pączka":) I zdecydowanie wolę to drugie, bo bezkarnie mogę zajadać się kalorycznymi kulkami w czekoladzie z ajerkoniakiem (na co dzień niestety zjadły by mnie wieczorne wyrzuty sumienia z powodu pochłonięcia takiej ilości kcal :P ).
Dzień zakochanych natomiast obchodzę codziennie (więc nie robi mi dużej różnicy fakt, że ten dzień w kalendarzu zaznaczono na czerwono), a jeżeli mój narzeczony tego dnia zabrałby mnie do kina, albo wyciągnął do miasta na kolację, to byłoby mi niezmiernie przykro, że utracił resztki wyobraźni i poszedł na łatwiznę, postępując szablonowo, jak pewnie 70% par tego dnia! Moim zdaniem to nie romantyzm - ja znam jego inną definicję:) W ogóle zastanawiam się czy nie zacznę bojkotować tego "święta".
Ale wracając do poniedziałku - jak wspominałam wczoraj - u mnie zaczął się od diety:] Zdążyłam też ogarnąć moje szale, kominy, chusty, czapki i rękawiczki i po przeliczeniu tej części garderoby okazało się, że jest tego ponad 110 sztuk:) Co nie znaczy, że już wystarczy - nie, nie... czasami naprawdę nie mam się w co ubrać! :)
Teraz zabieram się za obiad - dzisiaj wegetariańskie krokiety z fasolką szparagową, papryką i cukinią. Po zdecydowanie konkretnym weekendzie pora na coś lekkiego. Wieczorem natomiast termy maltańskie, i kolejna próba zgubienia zbędnych kalorii w wodzie:)
Życzę Wam udanego tygodnia!
M.
A ja myślałam że mam dużo .... Niezła kolekcja
OdpowiedzUsuń:) Pozdrawiam Ciepluto, podoba mi sie tu u Ciebie.
faktycznie trochę się tego nazbierało:) Ale uwierz mi, że brakuje mi jeszcze kilku do pełnego zaspokojenia szalikowej mani :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie!
M.